Są takie momenty w Google Ads, kiedy nie trzeba „dokręcać budżetu”, poprawiać kreacji ani przerabiać całej strategii. Wystarczy przestać płacić za ruch, który od początku nie miał prawa przynieść klienta. Wykluczające słowa kluczowe to jedno z najprostszych narzędzi, które w praktyce potrafi oszczędzać firmom tysiące złotych miesięcznie — i to bez pogarszania wyników.
Dlaczego wykluczające słowa kluczowe to „cichy bohater” kampanii?
W pracy nad kampaniami Google Ads powtarza się jeden schemat: klient widzi, że „kliknięcia są”, budżet schodzi, a telefon milczy albo leady są słabe. I często wcale nie chodzi o to, że reklamy są złe. Po prostu część budżetu jest spalana na zapytania, które nie pasują do oferty.
Wykluczające słowa kluczowe (negative keywords) to mechanizm, który mówi Google: „na te frazy nie chcę się wyświetlać”. Brzmi banalnie, ale w praktyce potrafi zrobić dwie rzeczy naraz: obniżyć koszt pozyskania i podnieść jakość zapytań. W wielu kontach, które audytujemy, to właśnie brak higieny wykluczeń jest jednym z głównych powodów marnowania budżetu.
Różnica między kontem „z wykluczeniami” a „bez” jest trochę jak różnica między rozmową z klientem, który przyszedł po usługę, a rozmową z kimś, kto wpadł przypadkiem zapytać „a ile kosztuje, tak orientacyjnie, bo w sumie to robię to sam”. Obie rozmowy zabierają czas, ale tylko jedna ma szansę skończyć się sprzedażą.
Jak powstaje strata budżetu: mechanika dopasowań w Google Ads
Żeby dobrze wykluczać, trzeba rozumieć, jak Google dopasowuje reklamy do zapytań. W skrócie: nawet jeśli targetujesz konkretną frazę, system może pokazać reklamę na wiele wariantów — czasem bliskich, czasem „zbyt kreatywnych”. Najczęściej problem pojawia się w kampaniach w sieci wyszukiwania przy dopasowaniach:
- Przybliżonym (broad) – najszersze, najłatwiej przepala budżet, jeśli nie ma kontroli.
- Do wyrażenia (phrase) – rozsądny kompromis, ale też potrafi „dodać” intencje, których nie chcesz.
- Ścisłym (exact) – najwęższe, choć i tu bywają zaskoczenia (warianty bliskie, intencje).
W praktyce wygląda to tak: firma usługowa z Wrocławia (np. hydraulik, dentysta, kancelaria) uruchamia kampanię, a po tygodniu w raporcie wyszukiwanych haseł pojawiają się frazy typu „praca”, „kurs”, „za darmo”, „opinie”, „jak zrobić samemu”. E-commerce z kolei potrafi płacić za „aliexpress”, „używane”, „olx”, „instrukcja”, „zamiennik”, mimo że sprzedaje nowy produkt premium.
Jeśli chcesz zapanować nad kosztami, musisz odciąć te ścieżki jak najszybciej. I tu wchodzą wykluczenia.
Wykluczające słowa kluczowe: definicja w praktycznym wydaniu
Wykluczające słowo kluczowe to fraza, która blokuje wyświetlenie reklamy, gdy zapytanie użytkownika zawiera określony element. To ważne: wykluczenia działają na poziomie kampanii lub grupy reklam (oraz list wykluczeń), a ich skuteczność zależy od typu dopasowania wykluczenia.
Najbardziej praktyczny sposób myślenia o wykluczeniach to nie „co ja sprzedaję”, tylko „na jakie intencje nie chcę płacić”. I te intencje zwykle układają się w powtarzalne kategorie.
Najczęstsze kategorie wykluczeń, które realnie oszczędzają budżet
Poniżej lista, którą w Advertio przerabiamy w kółko przy porządkowaniu kont — zarówno w usługach, jak i w sklepach. Oczywiście nie wszystko pasuje do każdej branży, ale jako checklista działa świetnie.
1) „Informacyjne” zamiast zakupowych
Użytkownik nie szuka wykonawcy ani produktu, tylko wiedzy. Kliknie, poczyta i wyjdzie. Typowe wykluczenia:
- jak, jak zrobić, poradnik, instrukcja, tutorial
- definicja, co to jest, wikipedia
- objawy (częste w medycynie), przyczyny, domowe sposoby
Przykład z praktyki: kampania na „klimatyzacja montaż” potrafi łapać ruch z fraz „jak zamontować klimatyzację samemu”. Te kliknięcia bywają tanie, ale ich „tani” koszt jest złudny — bo nie konwertują i rozjeżdżają optymalizację.
2) Szukający pracy, stażu lub zarobków
To klasyk w usługach lokalnych i w B2B. Jeśli masz firmę budowlaną, transportową czy salon — prędzej czy później zobaczysz zapytania:
- praca, oferty pracy, rekrutacja, staż, praktyki
- zarobki, ile zarabia, wynagrodzenie
- CV
Wrocławski kontekst? Dużo osób migruje między branżami i aktywnie szuka zatrudnienia. Jeśli nie wykluczysz „praca”, potrafi zjadać budżet jak cichy abonament.
3) „Za darmo”, „tanie”, „najtańsze” – gdy nie jesteś dla każdego
Nie chodzi o snobizm. Chodzi o dopasowanie. Jeśli sprzedajesz usługę premium (np. prawo, medycyna, architektura) albo produkty z określonej półki cenowej, to ruch „za darmo” jest zwykle stratą:
- darmowe, za darmo, free
- najtańszy, tanio, budżetowy (czasem)
Uwaga: w e-commerce bywa odwrotnie — jeśli masz realnie konkurencyjne ceny, wykluczanie „tanie” może uciąć sprzedaż. Dlatego wykluczenia zawsze robimy w oparciu o dane, nie o intuicję.
4) Używane, zamienniki, hurt, części – gdy oferta tego nie obejmuje
Sklepy internetowe często przepalają budżet na intencje, których nie obsługują:
- używane, z demontażu, second hand
- zamiennik, podróbka, „jak oryginał”
- hurt, hurtownia (gdy sprzedajesz detalicznie)
- części, serwis (jeśli nie robisz serwisu)
Widziałem sklep z produktami premium, gdzie fraza „zamiennik” generowała dużo kliknięć i… praktycznie zero zakupów. Po wykluczeniu, budżet „przeszedł” na bardziej konkretne zapytania i ROAS wzrósł bez podnoszenia stawek.
5) Konkurencja i marki, których nie chcesz (lub nie możesz) targetować
Czasem kampania łapie zapytania o inne firmy lub marki. Bywa, że to celowe (strategia conquesting), ale w wielu branżach to po prostu szum:
- nazwy konkurentów
- konkretne marki, których nie sprzedajesz
To temat delikatny: niektóre firmy chcą się pojawiać na konkurencyjne brandy, inne wolą trzymać budżet na „swoje”. Warto ustalić to jasno, zanim zacznie się rzeźbienie w wykluczeniach.
Typy dopasowania wykluczeń: tu najczęściej pojawia się błąd
W Google Ads wykluczające słowa kluczowe też mają typ dopasowania. I tu łatwo o pomyłkę, bo logika jest podobna do zwykłych słów kluczowych, ale skutki potrafią być odwrotne od oczekiwań.
| Typ wykluczenia | Co blokuje (w praktyce) | Kiedy używać |
|---|---|---|
| Przybliżone (broad) | Zapytania zawierające wszystkie wyrazy wykluczenia (w dowolnej kolejności) | Gdy chcesz szeroko odciąć niechcianą intencję (np. „praca”, „darmowe”) |
| Do wyrażenia (phrase) | Zapytania zawierające dokładny ciąg słów w tej kolejności | Gdy przeszkadza Ci konkretny zwrot, np. „jak zrobić” |
| Ścisłe (exact) | Bardzo konkretne zapytanie (zwykle wąsko), najbezpieczniejsze, ale łatwo zostawić luki | Gdy nie chcesz blokować zbyt szeroko i testujesz |
Z życia: klient raz dodał wykluczenie „kurs” w dopasowaniu ścisłym, bo „nie chcemy kursów”. Tyle że w raporcie wyszukiwanych haseł pojawiały się „kurs online”, „kurs weekendowy”, „kurs Wrocław” — i wszystko dalej klikało. Po zmianie na wykluczenie przybliżone (albo lista kilku wariantów) temat się skończył.
Gdzie dodawać wykluczenia: kampania, grupa reklam czy lista?
Technicznie masz kilka opcji i każda ma sens w innym momencie:
- Na poziomie grupy reklam – gdy wykluczenie dotyczy tylko jednego segmentu (np. jedna grupa dotyczy „serwisu”, a inna „sprzedaży”).
- Na poziomie kampanii – gdy niechciane hasła są wspólne dla całej kampanii (np. „praca”).
- Listy wykluczających słów kluczowych – gdy chcesz zarządzać wykluczeniami spójnie w wielu kampaniach (polecam prawie zawsze).
W kontach, które prowadzimy długofalowo, listy wykluczeń to podstawa porządku. W przeciwnym razie po kilku miesiącach robi się „patchwork”: tu coś dodane, tam nie, a potem nikt nie pamięta dlaczego kampania A działa inaczej niż B.
Skąd brać pomysły na wykluczenia? Nie zgaduj — patrz w dane
Najlepsze wykluczenia nie biorą się z burzy mózgów, tylko z raportu Wyszukiwane hasła (Search terms). To tam widać, za co faktycznie płacisz.
Jak pracujemy z tym raportem w praktyce:
- Filtrujemy hasła z wysokim kosztem i zerem konwersji.
- Sprawdzamy hasła z dużą liczbą kliknięć, ale bez „sygnałów” jakości (czas na stronie, zaangażowanie, leady).
- Wyłapujemy powtarzające się wzorce (np. „praca”, „opinie”, „jak”, „używane”).
- Dodajemy wykluczenia w logicznych paczkach, a nie pojedynczo „na ślepo”.
Jeśli masz poprawnie wdrożoną analitykę, dużo łatwiej odróżnisz ruch „nie mój klient” od ruchu „mój klient, tylko landing nie domyka”. W tym kontekście kluczowe jest sensowne wdrożenie GA4 oraz zdarzeń/konwersji — bo bez tego Google optymalizuje na półślepo. Jeśli temat analityki jest u Ciebie do uporządkowania, to w praktyce często zaczynamy od wdrożenia Google Analytics 4, żeby decyzje o wykluczeniach były oparte o wiarygodne dane, a nie przeczucia.
Małe przykłady, które robią duże różnice (i które widuję regularnie)
Usługi lokalne: „opinie”, „cennik”, „NFZ”, „adres”
Dla usług w mieście (Wrocław to świetny przykład) część zapytań jest na granicy. „Cennik” bywa super-intencją (ktoś chce kupić), ale bywa też pustym research’em. „Opinie” często generują kliknięcia od osób, które i tak wejdą z mapek lub organicznie. „NFZ” w prywatnych placówkach potrafi generować tony niechcianego ruchu.
Nie ma jednej recepty. Czasem wykluczamy „NFZ” od razu, a „cennik” zostawiamy i obserwujemy jakość. Czasem robimy odwrotnie, jeśli wiemy, że cennik jest niekonkurencyjny i przyciąga jedynie porównywaczy.
E-commerce: „allegro”, „olx”, „aliexpress”
To temat-rzeka. Sklep płaci za kliknięcia osób, które finalnie i tak chcą kupić „na Allegro”, bo mają tam smarta, znają platformę i ufają jej bardziej. Zdarzają się branże, gdzie ten ruch ma sens (bo użytkownik finalnie kupuje w sklepie), ale bardzo często to czysta strata.
B2B: „szablon”, „wzór umowy”, „pdf”
W B2B potrafi boleć ruch „do pobrania”. Ktoś szuka wzoru, generatora, dokumentu. Kliknie w reklamę kancelarii, bo Google uznał, że „to pasuje”, ale intencja jest zupełnie inna. Wykluczenia typu „wzór”, „szablon”, „pdf”, „doc” potrafią odciąć sporo kosztu.
Wykluczenia a Performance Max i kampanie produktowe: co da się zrobić?
W kampaniach Performance Max kontrola jest mniejsza niż w klasycznym Search, ale nadal masz narzędzia, żeby ograniczać przepalanie:
- Wykluczające słowa kluczowe na poziomie konta (dostępność zależy od konfiguracji konta; w praktyce warto sprawdzić, czy masz tę opcję i jak działa w Twoim przypadku).
- Wykluczenia marek (brand exclusions) – przydatne, gdy PMax „zjada” budżet na brand albo na niechciane brandy.
- Wykluczenia miejsc docelowych (np. nie chcesz kierować na pewne podstrony).
Jeśli PMax działa Ci „dziwnie” i nie wiesz, czy problemem jest feed, kreacje, czy właśnie brak kontroli nad intencją — zwykle najszybciej wychodzi to w trakcie uporządkowanego przeglądu konta. W takich sytuacjach sens ma audyt konta Google Ads, bo pozwala zobaczyć, gdzie realnie ucieka budżet (i czy wykluczenia są w ogóle spójne).
Najczęstsze błędy, które widzę u firm (nawet tych z doświadczeniem)
- Dodawanie wykluczeń „na zapas” – wycinasz frazy, które mogłyby konwertować, bo „wydają się niepasujące”.
- Brak list wykluczeń – chaos, duplikaty, niespójność między kampaniami.
- Wykluczanie zbyt szeroko – np. wykluczenie „kurs” zabija też „kurs walut” (gdy sprzedajesz finanse) albo inne konteksty. Zawsze sprawdzaj, co realnie blokujesz.
- Ignorowanie sezonowości i zmian w popycie – w jednym miesiącu „cennik” może działać słabo, w innym świetnie (np. początek sezonu).
- Brak powiązania z landing page – czasem to nie słowo jest problemem, tylko strona. Jeśli użytkownik szuka „cennik”, a Ty ukrywasz ceny, to ruch będzie słabszy.
Prosta procedura „higieny wykluczeń”, którą da się utrzymać miesiącami
Żeby wykluczenia faktycznie oszczędzały pieniądze, muszą być procesem, nie jednorazową akcją. Taki rytm sprawdza się u większości firm:
- Co tydzień (albo co 2 tygodnie): szybki przegląd wyszukiwanych haseł i dodanie oczywistych wykluczeń.
- Raz w miesiącu: analiza większych kosztów bez konwersji + sprawdzenie, czy jakieś wykluczenie nie jest zbyt agresywne.
- Po każdej zmianie oferty: aktualizacja list (np. wprowadzasz nową usługę → część wykluczeń przestaje mieć sens).
W praktyce to zajmuje mniej czasu niż ciągłe „dokręcanie” stawek i kombinowanie z budżetem. A efekt jest często bardziej stabilny, bo poprawiasz jakość wejść u źródła.
Wykluczenia to nie plaster na wszystko: kiedy problem leży gdzie indziej?
Bywa też tak, że raport wyszukiwanych haseł wygląda w miarę sensownie, a wyniki nadal są słabe. Wtedy wykluczenia nie uratują sytuacji, bo problem jest gdzie indziej, np.:
- konwersje są źle skonfigurowane (Google optymalizuje pod złe sygnały),
- landing jest niedopasowany do intencji,
- oferta jest niekonkurencyjna cenowo lub komunikacyjnie,
- kampania jest źle zbudowana (mieszanie usług, brak segmentacji).
Czasem różnicę robi już sama strona: szybciej się ładuje, ma jasny przekaz, lepiej prowadzi do kontaktu. Jeśli działasz lokalnie i wiesz, że Twoja witryna „prosi się” o odświeżenie, to warto pamiętać, że dobra reklama potrzebuje dobrego miejsca lądowania — w takich sytuacjach pomocne bywa też solidne tworzenie stron internetowych we Wrocławiu, bo nawet idealnie odfiltrowany ruch nie kupi, jeśli strona nie budzi zaufania.
Jak to wygląda w stałej współpracy: wykluczenia jako element prowadzenia kampanii
W długim horyzoncie wykluczenia są częścią „regularnej obsługi”, a nie jednorazowej konfiguracji. Rynek się zmienia, Google zmienia dopasowania, dochodzą nowe trendy w wyszukiwaniu, a użytkownicy wpisują coraz bardziej złożone frazy. Dlatego w prowadzeniu kampanii patrzymy na wykluczenia tak samo jak na budżety, stawki czy kreacje: to element sterowania jakością.
Jeżeli Twoje konto jest prowadzone zewnętrznie lub wewnętrznie i masz poczucie, że budżet gdzieś „ucieka”, a raporty nie pokazują konkretów, to zwykle warto zacząć od uporządkowania fundamentów. W ramach prowadzenia kampanii Google Ads bardzo często pierwsze „szybkie zwycięstwa” wynikają właśnie z czyszczenia wyszukiwanych haseł i ułożenia list wykluczeń — zanim zacznie się większe przebudowy.
Podsumowanie: gdzie najczęściej leżą te „tysiące złotych”?
Największe oszczędności z wykluczeń biorą się zwykle nie z jednego genialnego słowa, tylko z konsekwencji. Z kilku powtarzalnych grup intencji, które nie mają szansy konwertować. Gdy je odetniesz, Google zaczyna wydawać budżet na zapytania bliższe Twojej ofercie, a to często stabilizuje wyniki bez dokładania pieniędzy.
Jeśli miałbym wskazać trzy miejsca, gdzie najczęściej „leży kasa”, to byłyby to: (1) ruch informacyjny udający zakupowy, (2) zapytania o pracę i „za darmo”, oraz (3) e-commerce’owe intencje „używane/zamienniki/platformy” niepasujące do oferty. Reszta to już dopracowywanie pod konkretną branżę i realne dane z konta.
I na koniec praktyczna myśl: wykluczenia nie są po to, żeby mieć ich dużo. Są po to, żeby płacić tylko za te rozmowy, które mają sens.










